Forum POCZEKALNIA Strona Główna POCZEKALNIA
Klub Literacki SAiPKO
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Epilog opowiesci "Slowianka"
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POCZEKALNIA Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 18:30, 04 Lut 2012    Temat postu:

I znowi zasypało puszyście Gdańsk.patrzę przez okno na " swoją " wierzbę, jaka jest pieknie ośniezona w swej wynisłości.
WIERZBA

W poniedziałek 20 grudnia 2010 pojechałem z żoną Elżbietą do Konarzyn, gdzie mamy domek. Zimowa droga, pełna zakrętów/ przez Kolbudy, Przywidz, Nową Karczmę Liniewo, Starą Kiszewę / ale spokojna. Pługi odśnieżne / w tym ustroju pewnie już są na wymarciu…./ niewidoczne. Tylko cztery czarne ślady asfaltu na białej jezdni wyjeżdżone przez koła samochodów.
Do bramy „ SIEDLISKA” nie da się dojechać – śnieg na ok. 0,5m. Staję na drodze sąsiada, który mieszka na stałe, szufluję kawałek drogi do bramki.Ta nie otwiera się – zamarzł zamek. Więc przez furtkę śmietnika przechodzę na… właśnie. Na śnieżną pustynię śniegu po kolana idę do domu. Tam biorę odmrażacz i wracam do furtki. Po chwili zamek się otwiera i zona może wejść kawałek na „włości”. Odkopałem część drogi do domu, garażu, drewutni. Wiele razy pokonuję drogę samochód – garaż, dom – garaż. Po pozostawieniu przywiezionych rzeczy i zabraniu świątecznych akcesoriów wracamy do samochodu. Przemoczyłem buty, nogi i z wodą w butach jadę do domu. W domu zdej- muję buty, mokre skarpety. Herbata z miodem, cytryną, aspiryna …….
We wtorek jeszcze pojeździłem po ostatnie świąteczne zakupy. W środę mnie „ wzięło”. Położy- łem się do łóżka twarzą do okna. I wtedy jakby na nowo zobaczyłem wierzbę. Wierzbę płaczącą. Która stoi na wprost mych okien tuż za ogródkiem pod skarpą.
Przed mym domem jest ogródek, chodnik, skarpa i sąsiedni blok Na skarpie postawiono dwie ław- ki i lampy, które niby halabardnicy stoją na straży ławek .Szczególnie jedna lampa – prawie na wprost okna. Gdy wieczorem się zapalała, filuternie mrugała i zaglądała do okna świecąc swe wie- czorne opowieści…..
Druga stoi dalej, jak się wychylę – to ją widziałem i widzę.
Potem Spółdzielnia posadziła wierzbę. Małe, niepozorne drzewko. Po dwóch latach wierzba jak w bajce o dziadku i rzepce wyrosła ogromna, wielka i rozłożysta. Przesłoniła i lampy, które już tylko w nocy dają znać o sobie, jasnoróżowy z jasnozieloną klatka schodową, sąsiedni blok i pół nieba.
Wyrzuciła swe konary-ramiona w górę, w dół i na boki. Wszystko to okryte zwisającymi gałęziami - włosami. Latem pieszczotliwie przegania białe obłoki na niebie, zimą – nie do końca bezlistnymi włosami myje szare, ołowiane niebo. Latem zwisającymi pasmami włosów zagląda do mego ogród- ka i pieści krzak jaśminu.
Leżę i patrzę na ośnieżone konary wierzby. Śnieg tworzy różne rzeźby, poprawiane lub niszczone przez ptaki…..
Wierzba. Latem istny raj dla ptaków – pierzastego bractwa. Co wcale nie znaczy, że zimą ich nie ma. Począwszy od wszędobylskich zadziornych wróbli, poprzez sikorki, kawki, wrony. I czasem ciekawe mewy się zapuszczą – ale okrążą kilka razy wierzbę i wracają do swych spraw…Przy sa- mym domu stoi bardzo wysoki świerk, na którym swe gniazdo miały synogarlice. Lecz na czułe tet a tet wybrały sobie wierzbę. Pokazał się bury kot, odwieczny łowca ptaków. Zaczął na nie polować. Chodził po gałęziach drzewa jak akrobata. Często obserwowałem te akrobacje i uniki gołębi. Tu na- chodziło mnie wspomnienie opowiadania J. Iwaszkiewicza „ Dziewczyna i gołębie”. Gdy tylko kot się zbliżał nie bezpiecznie blisko do parki, ta podlatywała piętro wyżej gałęzi. Raz wydawało się, iż kot jest bliski swe go celu. Lecz źle obliczył swoje możliwości.. Po skoku, gdy znalazł się tuż przy synogarlicach, spadł piętro niżej, i jeszcze raz. Tym razem pokonany, obolały zszedł z drzewa. Nie było go kilka dni. Po kilu dniach wrócił i swoje łowy rozpoczął na nowo. Po kilku dniach udało mu się w końcu upolować któregoś gołębia z parki. Tak powiedział mi sąsiad, gdy powróciłem po dłuż- szej nieobecności do domu. Drugi gołąbek gdzieś się przeniósł i kot też…..
Teraz leżę w łóżku i patrzę w okno, na wierzbę pełną ruchu. Ruchu prawie bezlistnych gałązek – włosów, przesłaniających teraz niezbyt dokładnie, lampę, blok, niebo. Ruchu pierzastych, ruchli- wych kulek skaczących z gałązki na gałązkę. W pewnej chwili struchlałem. Czyżby nowy łowca, tym razem czarny wszedł na wierzbę, polować na śniadanie? Po chwili odetchnąłem. To tak ułożył się śnieg, na tle konaru, tak jakby to był kot stojący na dwóch nogach….
W środę rano, gdy wnuk odsłonił roletę w oknie, zobaczyłem na wprost mnie dużą wronę, której pióra lśniły jak u kruka. I tu mi przyszła na myśl nowela St. Żeromskiego „ Rozdziobią nas kruki, wrony”. Hola, hola, chociaż mam tylko 350 C, to jeszcze nie czas na mnie….Zresztą wrona po chwi li odleciała, jakby wy czuła moje myśli. I Dalej trwa ten ruch na wierzbie…
O 1600 jak co dnia zimowego zapala się lampa i przez zasłonę gałązek mruga na mnie jak gwiazdka, dając znać, że znów objęła straż…… Ruch pomału w gałązkach zanika, bo robi się już ciemno.
Po nowym roku Spółdzielnia zamierza wyciąć wierzbę, bo stoi na drodze pożarowej….


Burza 1 maj 2008 rok

W kwietniu 2011 okaleczono wierzbę, obcinając jej ramiona. W czerwcu – okryła się na nowo włosami liśćmi i już nie jest taka okaleczona, a we wrześniu – ma znów długie warkocze, lecz już nie tak obfite jak poprzednio.
Tak o tej wierzbie pisalem. Ania i Małgosia ja znaje, nie zna P. Maria i Kasia. Więc o to jest. Miłej lektury. Henryk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Anna Kulesz




Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 108
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:00, 09 Lut 2012    Temat postu:

Znam, ale z przyjemnością przeczytałam WIERZBĘ po raz wtóry. Tyle się wokół nas dzieje, ale nie wszyscy to dostrzegamy.

Na ulicy przy której mieszkam, rosły dwie ogromne , stare lipy. Bardzo dorodne. Wyglądały, jakby stały na straży i strzegły małej, drewnianej furteczki za którą rozpościerał się bajkowy ogród kwiatowy. To był raj dla owadów. Przyjemnie było wpatrywać się w taneczne akrobacje ważek i barwnych motyli. A w koronach lip głośne brzęczenie sygnalizowało intensywną pracę pszczół.

Ulica była spokojna, bezpieczna, nie jeździły samochody , więc dzieci bawiły się i grały w piłkę przez cały dzień, odpoczywając czasami w cieniu olbrzymich, urzekających zapachem lip. I wtedy z barwnego ogródka wychodziła starsza pani o dobrej, uśmiechniętej twarzy i częstowała dzieci ciasteczkami własnego wypieku.

Pani mieszkała samotnie od wielu lat, ale ciągle ją ktoś odwiedzał. Była towarzyska, mądra i bardzo rozmowna.Najczęściej bywał tu jej wnuczek, którego bezgranicznie kochała , a raz w tygodniu, pani zapraszała sąsiadki i przyjaciółki na czwartkowe herbatki. Zdarzało się, że i proboszcz w takich spotkaniach uczestniczył.
W lecie siadano zwykle na werandzie, którą oplatało dzikie winogrono i gdzie dochodził zapach lipowego kwiatu mieszając się ze świeżo parzoną herbatą.
Wydawało się , ze ten bajkowy obrazek będzie trwał wiecznie, że dzieci będą zawsze takie radosne, że uśmiechnięta starsza pani w fartuszku zawsze będzie częstowała ciastkami i dobrym słowem, że winogrono otulające jej willę w stylu świdermajer pogłębi tajemnicę i niepowtarzalny urok tego miejsca……

Ale nie było tajemnicy z bajkowym ogródkiem. Starsza pani zmarła , zapisując wszystko w testamencie swojemu ukochanemu wnuczkowi.

Pierwszy wyrok padł na lipy. Pamiętam… wracałam z pracy i już z daleka zaniepokoił mnie warkot maszyn , a potem zobaczyłam jak ciągnięto na łańcuchach okaleczoną, odartą z gałęzi lipę. Jedną….. drugą…nikt się nie spodziewał......za późno było na ratunek.

Wybudowano na tym miejscu spore budynki. Kostka brukowa pokryła 1/3 terenu. Jest ogród wg schematów, przeliczeń… drzewko takie tu, igliczek dokładnie tam….. kwiatek 20 cm dalej…. W miejscu gdzie rosły lipy… rozsuwana , ciężka brama.

Lipy już w tym miejscu nie pachną ,dzieci nie odpoczywają w ich cieniu. Zabrakło uśmiechu i niepowtarzalnego ciepła tego miejsca. Słychać tylko ciężką, automatycznie rozsuwaną bramę przez którą wjeżdżają i wyjeżdżają samochody……
Cywilizacja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 15:45, 09 Lut 2012    Temat postu:

no włąśnie cywilizacja. Odpycha nas od przyrody, od natury.Henryk

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 14:53, 10 Lut 2012    Temat postu:

SAMOTNOŚĆ

KIM JESTEM?
kim jestem
świata samotnikiem
niewolnikiem swych wspomnień
czy tylko dnia przeżytkiem?

jestem jak drzewo samotne
a jednak w lesie ludzkości
stojące na ziemi
zaczepiające chmury
jestem jak gwiazda
usta nocy
schnące w niemocy
jestem
jak błysk
w porze jesieni
tracąc siły i lata
broniąc swej
duszy młodości
Jest na ocenie bezmiaru wód samotna wyspa. Czasami do niej dobije jakiś jacht, jakaś łódź, jakiś okręt. Czasem jest na krótko, czasem się zatrzyma na dłużej. Czasem tylko „naładuje akumulatory” i dalej płynie w sobie wiadomym kierunku. Tubylcy żyją dalej swoim życiem. Wszystko odpływa.
Podobnie jest z człowiekiem. Musi swoje Życie przeżyć sam. Czasem z kimś na krócej, na dłużej czasem tylko chwile ze spotkanym człowiekiem na drodze. Gdy przychodzi na ten świat przez „bramę życia”, rodzi się w bólu, potem życie tułacze, by odejść w wyciszeniu i nieraz zapomnie- niu. I pomimo dużej „ asysty” przy narodzeniu przychodzi sam. Potem długo sam gaworzy, uśmiecha się do swych myśli i obrazów i ogląda świat swymi oczyma.
Pomimo, że załapujemy trochę szczęścia to tu, to tam / czy to przygoda, czy to wygrana, czy to szczęście rodzinne, czy to szczęście innego rodzaju – dla każdego inne/ żyjemy sami. Mamy mężów, żony, dzieci, wnuki, nie żyjemy na samotnej wyspie. Żyjemy w lesie ludzkości. A mimo to mamy własny świat, własne wyobrażenia o świecie, o sprawach, które się na tym świecie dzieją. Przecież co człowiek, to inny świat, inne choroby, inne marzenia, inne zapatrywania. Czasami pły niemy samotnie, czasami na pełnej łodzi Samotność jest nam pisana przez życie. Jest też samot- ność we dwoje. A życie to ból / to klaps dawany za niewinność, różnego rodzaju przeciwności życiowe, czy zachłyśnięcie się tym światem/ już od pierwszej chwili przyjścia na ten świat. Potem miłość – też nieraz bywa cierpieniem. Czy wypływamy w życiowy rejs, czy pozostajemy w por- cie swych narodzin, czy żeglujemy po różnych portach życia, zawsze sami stawiamy czoła prze- ciwnościom losu, tym małym i tym dużym.
Jest samotne życie – czy to z wyboru, czy to z konieczności. Jest też samotna starość niekoniecz- nie z wyboru z różnych względów.
Potem gdy odchodzimy z tego świata – odchodzimy również sami, pomimo „asysty”, jaka towarzyszy / lub nie gdy odchodzimy w samotności, zapomnieniu/ w ostatnich chwilach ziemskiego bytowania.
Samotni byli żeglarze: legendarny Jan z Kolna / niektórzy powiadają z Kielna/ Wejherowa – a więc Kaszub/, Leonid Teliga, Krzysztof Baranowski, Krystyna Chojnowska – Listkiewicz. Samotny był również rybak z opowiadania E. Hemingwaya „ Stary człowiek i morze” który samotnie walczył z oceanem, marlinem, rekinami.
Samotni też byli zdobywcy Arktyki czy Antarktydy.
Zmagali się z samotnością, przestworzem oceanów, lodowymi przestrzeniami, wiatrem, lodem i śniegiem, samymi z sobą, mogli liczyć tylko na siebie.
Paulina Mikuła o samotności tak pisze: Samotność. Problem znikąd, a każdy ma ten sam. Każdy Ale może nie JA? Ja nie przejmuję się taką samotnością. Może nawet widzę jej zalety. Przeszka- dza mi coś innego: nikt nie rozumie tego, że mi tak dobrze. Tego, że niedobrze też nikt nie rozumie. W ogóle nikt nie rozumie. To jest samotność.
I to odbija się w jakiś sposób w naszej twórczości, jeśli taką „ popełniamy”. Każdy z nas to taki „ Samotny biały żagiel” W. Katajewa. Bowiem na morzu na początku każdy bywa sam z morzem, sobą.
Samotny biały żagiel płynie
w niebiesko sinej morskiej mgle
czegoż on szuka na obczyźnie?
z czym w ziemi swojej rozstał się?

wiatr ostry świszcze, kłębi fale
i maszty chylą się i gną.
Och, szczęścia on nie szuka wcale,
nie przed szczęściem uciekł on.

najcichsze pod nim lśnią lazury,
a nad nim blask złocistych zórz,
on w buncie wiecznym szuka burzy,
Jak gdyby spokój płynął z burz.
M. Lermontow

Wychowałem się nad Zatoką Pucką, tam chaty rybackie i „ nad chatą rybacką/ samotnie w milcze niu/ mewa krąży w górze// ” tak ja „ odpłynąłem w życiowy rejs/ znad Zatoki śpiewających traw//. traw//”, gdzie „ kontury życia/ myśli poszarpane wspomnieniem//”, gdy „ siedzę na białej wydmie/ na pustym brzegu/ zasłuchany w starą/wiecznie młodą pieśń morza//”, gdyż „wezbrała/ mi w pier- si tęsknota//”.A w świecie „ zaliczam dni smutku pełne/płynąc spijam przyszłość/od miasta dzie- ciństwa//”.Lecz mam pociechę, bowiem „ z dalekiego końca mej samotności/myśli – mewy niosą głośne informacje/ między łodziami drzemiącymi na brzegu/a mną//”.A wciąż „ Zatoka szepcze coś/skarżąc się cichym szmerem/wabiąc dusze/do wędrówki/ w przepaść samotności//”.Lecz poszedłem w życie ogromne poznać tajemnice ludzkich serc, myśli serdecznych. Czy doznałem strachu czy wiedzy tajemnej przed życiem w samotności w gwarze dnia codziennego.
I nie tylko o takiej samotności pewnie ja piszę, a które nie każdy zauważa w mym pisaniu. Bo- wiem moje dni wyglądają już jesieni, są jak wyblakłe płótno na którym wiele obrazów. Moją samotność maluję pospiesznym kolorem pobranym z łąk i Kręgu pełnych kipiącego życia. Jedynie uważny Czytelnik, będący i mający takie same odczucia – to zauważy. Jak do tej pory niewielu Czytelników zwróciło na ten aspekt mego pisania uwagę. O tej samotności w tomiku STROFY DLA CIEBIE jako motto napisałem taki wiersz:

moją samotność maluję
pospiesznym kolorem
od ust, ucha i ręki
pełnych wiary w miłość
sercem gorejącym

nie wierzę lekarzom
głoszącym postęp medycyny
nie wierzę w ekranowe życie

wolę w samotności
wsłuchiwać się
w niezmienny refren przyrody
wędrować własną ścieżką
z końca w koniec namiętności
jak kot

odwiedzam po latach
młodzieńczy czas
zawieszony między czasem a życiem
w ogromnych światach
na szumnych gościńcach życia

z roku na rok
czasem w jeden wieczór
traci się swoje
małe radości i pogodę

czy coś lub Ktoś
na puste miejsce
nadejdzie ?





SAMOTNOŚĆ

KIM JESTEM?
kim jestem
świata samotnikiem
niewolnikiem swych wspomnień
czy tylko dnia przeżytkiem?

jestem jak drzewo samotne
a jednak w lesie ludzkości
stojące na ziemi
zaczepiające chmury

jestem jak gwiazda
usta nocy
schnące w niemocy

jestem
jak błysk
w porze jesieni
tracąc siły i lata
broniąc swej
duszy młodości

Jest na ocenie bezmiaru wód samotna wyspa. Czasami do niej dobije jakiś jacht, jakaś łódź, jakiś okręt. Czasem jest na krótko, czasem się zatrzyma na dłużej. Czasem tylko „naładuje akumulato- ry” i dalej płynie w sobie wiadomym kierunku. Tubylcy żyją dalej swoim życiem. Wszystko od- pływa.
Podobnie jest z człowiekiem. Musi swoje Życie przeżyć sam. Czasem z kimś na krócej, na dłużej czasem tylko chwile ze spotkanym człowiekiem na drodze. Gdy przychodzi na ten świat przez „bramę życia”, rodzi się w bólu, potem życie tułacze, by odejść w wyciszeniu i nieraz zapomnie- niu. I pomimo dużej „ asysty” przy narodzeniu przychodzi sam. Potem długo sam gaworzy, uś-miecha się do swych myśli i obrazów i ogląda świat swymi oczyma.
Pomimo, że załapujemy trochę szczęścia to tu, to tam / czy to przygoda, czy to wygrana, czy to szczęście rodzinne, czy to szczęście innego rodzaju – dla każdego inne/ żyjemy sami. Mamy mę- żów, żony, dzieci, wnuki, nie żyjemy na samotnej wyspie. Żyjemy w lesie ludzkości. A mimo to mamy własny świat, własne wyobrażenia o świecie, o sprawach, które się na tym świecie dzieją. Przecież co człowiek, to inny świat, inne choroby, inne marzenia, inne zapatrywania. Czasami pły niemy samotnie, czasami na pełnej łodzi Samotność jest nam pisana przez życie. Jest też samot- ność we dwoje. A życie to ból / to klaps dawany za niewinność, różnego rodzaju przeciwności ży- ciowe, czy zachłyśnięcie się tym światem/ już od pierwszej chwili przyjścia na ten świat. Potem miłość – też nieraz bywa cierpieniem. Czy wypływamy w życiowy rejs, czy pozostajemy w por- cie swych narodzin, czy żeglujemy po różnych portach życia, zawsze sami stawiamy czoła prze- ciwnościom losu, tym małym i tym dużym.
Jest samotne życie – czy to z wyboru, czy to z konieczności. Jest też samotna starość niekoniecz- nie z wyboru z różnych względów.
Potem gdy odchodzimy z tego świata – odchodzimy również sami, pomimo „asysty”, jaka towa- rzyszy / lub nie gdy odchodzimy w samotności, zapomnieniu/ w ostatnich chwilach ziemskiego bytowania.
Samotni byli żeglarze: legendarny Jan z Kolna / niektórzy powiadają z Kielna/ Wejherowa – a więc Kaszub/, Leonid Teliga, Krzysztof Baranowski, Krystyna Chojnowska – Listkiewicz. Samo- tny był również rybak z opowiadania E. Hemingwaya „ Stary człowiek i morze” który samotnie walczył z oceanem, marlinem, rekinami.
Samotni też byli zdobywcy Arktyki czy Antarktydy.
Zmagali się z samotnością, przestworzem oceanów, lodowymi przestrzeniami, wiatrem, lodem i śniegiem, samymi z sobą, mogli liczyć tylko na siebie.
Paulina Mikuła o samotności tak pisze: Samotność. Problem znikąd, a każdy ma ten sam. Każdy Ale może nie JA? Ja nie przejmuję się taką samotnością. Może nawet widzę jej zalety. Przeszka- dza mi coś innego: nikt nie rozumie tego, że mi tak dobrze. Tego, że niedobrze też nikt nie rozu- mie. W ogóle nikt nie rozumie. To jest samotność.
I to odbija się w jakiś sposób w naszej twórczości, jeśli taką „ popełniamy”. Każdy z nas to taki
„ Samotny biały żagiel” W. Katajewa. Bowiem na morzu na początku każdy bywa sam z morzem, sobą.
Samotny biały żagiel płynie
w niebiesko sinej morskiej mgle
czegoż on szuka na obczyźnie?
z czym w ziemi swojej rozstał się?

wiatr ostry świszcze, kłębi fale
i maszty chylą się i gną.
Och, szczęścia on nie szuka wcale,
nie przed szczęściem uciekł on.

najcichsze pod nim lśnią lazury,
a nad nim blask złocistych zórz,
on w buncie wiecznym szuka burzy,
Jak gdyby spokój płynął z burz.
M. Lermontow

Wychowałem się nad Zatoką Pucką, tam chaty rybackie i „ nad chatą rybacką/ samotnie w milcze niu/ mewa krąży w górze// ” tak ja „ odpłynąłem w życiowy rejs/ znad Zatoki śpiewających traw//. traw//”, gdzie „ kontury życia/ myśli poszarpane wspomnieniem//”, gdy „ siedzę na białej wydmie/ na pustym brzegu/ zasłuchany w starą/wiecznie młodą pieśń morza//”, gdyż „wezbrała/ mi w pier- si tęsknota//”.A w świecie „ zaliczam dni smutku pełne/płynąc spijam przyszłość/od miasta dzie- ciństwa//”.Lecz mam pociechę, bowiem „ z dalekiego końca mej samotności/myśli – mewy niosą głośne informacje/ między łodziami drzemiącymi na brzegu/a mną//”.A wciąż „ Zatoka szepcze coś/skarżąc się cichym szmerem/wabiąc dusze/do wędrówki/ w przepaść samotności//”.Lecz poszedłem w życie ogromne poznać tajemnice ludzkich serc, myśli serdecznych. Czy doznałem strachu czy wiedzy tajemnej przed życiem w samotności w gwarze dnia codziennego.
I nie tylko o takiej samotności pewnie ja piszę, a które nie każdy zauważa w mym pisaniu. Bo- wiem moje dni wyglądają już jesieni, są jak wyblakłe płótno na którym wiele obrazów. Moją sa- motność maluję pospiesznym kolorem pobranym z łąk i Kręgu pełnych kipiącego życia. Jedynie uważny Czytelnik, będący i mający takie same odczucia – to zauważy. Jak do tej pory niewielu Czytelników zwróciło na ten aspekt mego pisania uwagę. O tej samotności w tomiku STROFY DLA CIEBIE jako motto napisałem taki wiersz:

moją samotność maluję
pospiesznym kolorem
od ust, ucha i ręki
pełnych wiary w miłość
sercem gorejącym

nie wierzę lekarzom
głoszącym postęp medycyny
nie wierzę w ekranowe życie

wolę w samotności
wsłuchiwać się
w niezmienny refren przyrody
wędrować własną ścieżką
z końca w koniec namiętności
jak kot

odwiedzam po latach
młodzieńczy czas
zawieszony między czasem a życiem
w ogromnych światach
na szumnych gościńcach życia

z roku na rok
czasem w jeden wieczór
traci się swoje
małe radości i pogodę

czy coś lub Ktoś
na puste miejsce
nadejdzie ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 14:54, 10 Lut 2012    Temat postu:

I jwszcze jedno udało mi sie " wkleic" do czytania. Henryk

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 20:58, 17 Mar 2012    Temat postu:

pani Mario. I znowi sam pisze, sam się oceniam. Zwalnia się ze stanowiska bez rekompensaty.Henryk Kot

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Maria
Moderator



Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Otwock

PostWysłany: Nie 11:51, 28 Paź 2012    Temat postu:

Mam książkę Bartłomieja i Ani w ręku. Jestem pod wrażeniem, zarówno wykreowanej przez Autora opowieści, jak i wzbogacających tekst ilustracji, wykonanych prze Anię. Ich wspólna twórcza praca zaowocowała niezwykłą publikacją. Jej wartość najlepiej oddaje w słowach wstępu pan Zdzisław Tadeusz Łączkowski.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 19:59, 29 Maj 2013    Temat postu:

Po raz enty przeczytałem "Dwie lipy". Masz rację, Aniu szkoda drzew, szkoda tamtego czasu, szkoda tych pięknych chwil. Ale w dzisiejszym zabieganym, bardzo skomercjalizowanym świecie - tamte wartości się nie liczą. Pośpiech, cywilizacja brutalnie wkraczająca we wszystkie zakątki naszego życia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POCZEKALNIA Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin