Forum POCZEKALNIA Strona Główna POCZEKALNIA
Klub Literacki SAiPKO
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zasuszone kwiaty wspomnień czyli Oko iluzjonu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POCZEKALNIA Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Małgorzata K-N




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:01, 29 Mar 2010    Temat postu: Zasuszone kwiaty wspomnień czyli Oko iluzjonu

Zasuszone kwiaty wspomnień
czyli
Oko iluzjonu


Śnieg
Wracałam ze szkoły. Miałam siedem, albo osiem lat. Sama, mimo iż szkoła była oddalona o około 3 kilometrów. Napadało śniegu, sięgał do parapetu okna domu, w którym mieszkałam. Szłam labiryntem tuneli wykopanych przez rodziców, albo starsze rodzeństwo. Słońce ostrym blaskiem odbijało się w oknie. Śnieg iskrząc się mienił się kolorami. Zatrzymałam się. Lubiłam oglądać ładne obrazki.

Pies
Trafił do nas przypadkiem, ale służył wiernie wiele lat. Potem nagle zniknął. Bez wieści. Nie było go parę tygodni, miesięcy, a może tylko dni. Zbyt długo dla mnie, kilkuletniego dziecka. Tęskniłam. Zjawił się jednak w końcu. Wierny był, mówiłam. Tylko taki jakiś był nieswój. Chudy, skudlony, brudny. Nie ten sam. Bawiłam się w ogródku, gdy się zjawił. Był jakby zawstydzony swoim stanem, przepraszał. Pobiegłam powiadomić mamę. On jadł w tym czasie trawę. Wkrótce zdechł. Odszedł ode mnie po raz drugi. Tym razem na zawsze.

Irysy
Rosły w ogródku pod oknem. Same, od lat w tym samym miejscu. Nikt ich nie przesadzał, ani nie wykopywał na zimę. Najpierw wiosną z ziemi przebijały się szable ich sztywnych liści. Dość długo nie pojawiały się kwiaty. Dziwiłam się dlaczego one tam rosną, te irysy. Na łodydze było zawsze tylko kilka kwiatów. Ich dziwny kształt przyciągał wzrok, żółtość widoczna była z daleka. Teraz pod moim blokiem też rosną irysy. Nie przeszkadza mi długie oczekiwanie na kwiat. Piękno nie powstaje od razu.

Tunel
Droga do szkoły była długa. Objuczona tekturowym plecakiem szłam ulicami. Najgorszy był tunel. Podziemny. Nad nim były tory i jeździły pociągi. Czasami. Wtedy trzęsły się ściany i podłoga. Zawsze tam było mokro. I ciemno. Szłam z duszą na ramieniu. Umierałam ze strachu. Pogłębił się, gdy spotkałam tam mężczyznę bez nosa. Widziałam go w tych okolicach kilka razy. Za każdym razem przyprawiał mnie o dreszcze. Tunel pozostał. Nadal jest w nim wilgotno. I chłodno.

Skarby
Najbardziej lubiłam lato. Nie ścigały mnie wówczas myśli o nieodrobionych lekcjach. Podwórko zamieniało się w plac zabaw. Dzieci z sąsiedztwa przychodziły do mnie. Rupieciarnia ojca była wspaniałym sezamem ze skarbami. Nigdy nie brakło nam pomysłów na zabawę.

Gwiazdy
Czasem bawiliśmy się w chowanego. Rozstawaliśmy się wtedy, gdy na niebie pojawiały się gwiazdy. Lubiłam kręcić się z głową zadartą w górę i rozpostartymi ramionami. Byłam wtedy jedną z takich gwiazd. Długo wracałam do domu.

Skrzydła
Chciałam mieć skrzydła. Takie, jakie miały anioły na obrazku nad łóżkiem. Ogromne, białe i puszyste. Sprawdzałam, czy mi nie rosną. Czasem zmarzłam i miałam gęsią skórkę. Kiedyś znudziło mi się czekanie. Weszłam na wóz, a do ramion przyłożyłam dwa patyki. Wolałabym dłuższy lot. Zawsze byłam wymagająca.

Klucz
Zostałam sama w domu. Nie pierwszy raz. Przedtem zamykano mnie, teraz otrzymałam klucz! Mogłam pobawić się z Krzyśkiem i Jurkiem. Pobiegłam zaraz do ich domu, by się pochwalić. Wróciliśmy po chwili, by sprawdzić jego działanie. U nich drzwi się zamykały chyba w inną stronę. Uciekliśmy, pozostawiając złamany klucz w zamku.

Wielkanoc
Radość słonecznego dnia, młodziutka trawa. Rdest, koniczyna, babka i łopiany. Lekkie ubrania. I my ze swoimi kolorowymi jajkami. Zawody na najmocniejsze jajo. Zwycięzca otrzymywał stłuczone jajo przeciwnika. Czasem i mnie się udawało.

Małgosia
Podobno była adoptowanym dzieckiem. Przyjeżdżała tu do babci. Nie miała z kim się bawić, bo wszystkie dzieci były nie takie. Ona należała do elity. Jej ojciec był szychą i liczył się w mieście. Miała gumy Donald. Po rozwinięciu papierka ukazywała się zawsze kolorowa, pachnąca guma i złożona historyjka. Komiksy. Wtedy je poznałam.

Bezy

Moja starsza siostra Marysia była sprytna. Tak mówili, bo robota paliła jej się w rękach. Czasem piekła bezy. Sklejała je potem po dwie kremem kawowym. Lubiłam bezy. Krem zeskrobywałam o płot.

Skórki

Krzysiek z Jurkiem mieli dobrze. Matka dawała im witaminowy granulat. Obaj uwielbiali też żuć świńskie skórki. Też chciałam. Wyobrażałam sobie ich niebiański smak. Moja mama w końcu ugotowała. Nigdy więcej o nie już nie poprosiłam.

Rower
Nowy i błyszczący. Chłopaki dostali. Krzysiek i Jurek. Jeden na dwóch, ale zawsze. Nikt nie miał w okolicy. Piękny był. Zaciekawiłam się. Nie mieliśmy w domu. Dotknęłam koła zębatego. Krzysiek zakręcił pedałem i mój palec znalazł się w potrzasku. Nie mogłam zemdleć. Wytrzymałam obrót do końca.

Danka
Pełna werwy dziewczynka. Czasem pozwalali jej się bawić z dziećmi z tej części podwórka. Między drugim, a trzecim palcem u stóp miała błonkę. Zazdrościliśmy jej. Nikt takiej nie miał. Wyróżniała się.

Domek marzeń

Marzenia. Miałam w nich wszystko: drewniany domek dla lalek i najpiękniejsze lalki. Domek był dwupiętrowy i wyposażony w kolorowe mebelki. Moje lalki miały mnóstwo strojów na różne okazje. Oddawałam się marzeniom najczęściej w wygódce. Wszyscy byli przekonani, że mam problemy żołądkowe.

Gęsiak
Żółciutki i pokryty delikatnym puszkiem. Wykluł się jako drugi z trzech podrzuconych kurze jajek. Kurczaki pojawiły się wcześniej. Gęsie jaja „dochodziły” przy kaflowej kuchni. Gdy biegałam po placu, on podążał za mną. Doskonale odróżniał mnie od innych. Nie byłam dobrą opiekunką, wkrótce zdechł. Płakałam.

Droga zabłądzenia

Krętą i pełną niebezpieczeństw narysowałam w wieku około pięciu lat. Nad moją pracą pochyliła się mama. Dziwiła się tym wszystkim zawiłościom, pracowicie namalowanym szczegółom. Co to jest? Moja droga zabłądzenia!

Myszy

Podejrzałam je w gołębniku. Miały tam swoją norkę. Były śliczne, miały rude futerko. Sądziłam, że powinny być szare. Miały błyszczące, bystre oczka i były bardzo ruchliwe. Siedziałam w bezruchu, by ich nie wystraszyć.

Murzynek
Maleńka, plastikowa lalka. Kupiła mi ją siostra za swoją pierwszą wypłatę. Musiała iść po niego do „miasta”. Tego dnia było wyjątkowo długie święto oczekiwania.

Worek
Znalazłam 20 groszy na niezbyt dozwolonej wyprawie po okolicach. Jeszcze tego dnia uszyłam sobie worek na pieniądze. Po co taki wielki? Bo ja będę szukać pieniędzy. Z Krzyśkiem. Coraz dalej i dalej...

Chleb z cukrem

Oznaczał czas relaksu. Gdy wracałam ze szkoły, rzucałam teczkę. Najszybciej jak mogłam odkrajałam pajdę chleba, wsadzałam pod kran, polewałam wodą. Odrobina cukru i biegłam na plac do dzieci. To był niebiański przysmak.

Wyprawa

W „cały świat” wybierałam się wiele razy. Zaczynał się tuż za placem, a kończył w nieokreślonym miejscu. Był inny niż mój dom. Napawał lękiem, ale i nadzieją. Zawsze potem musiałam wrócić do rzeczywistości.

Rajstopy
Wojtek miał czerwone rajstopy. Elastyczne. Widziałam go jak przyszedł ze swoją mamą do babci. Babcia była wspólna. Rajstopy nie.

Koło
Do pływania. Zarobiłam na nie sama. Chodziłam z koleżanką do lasu. Zbierałyśmy wilczą jagodę. Las był spory kawałek od domu, ale ja skończyłam już pierwszą klasę. Byłam duża. Wyprawa nie kończyła się z chwilą napełnienia kanki. Trzeba było to jeszcze zanieść do punktu skupu. To były moje pierwsze własne pieniądze.

Przyczepa

Niebotycznie wysoka. Bałam się, że z niej spadnę. Na wszelki wypadek starałam się nie patrzeć w dół. Wszyscy pracowali w polu. Nie byli nawet w zasięgu mojego wzroku. Przesiedziałam w niej do zmierzchu.

Krasnoludek
Mój był zielony i śliski. Nie miał na sobie żadnego ubranka. Dostałam go od brata, gdy siedziałam samotnie na przyczepie. Krasnoludek był mało rozmowny i jakoś dziwnie się zachowywał. Pod wieczór siostra uświadomiła mi, że to żaba. Szkoda, a myślałam, że jest prawdziwy. Do lasu stamtąd było niedaleko.

Ziemniaki

Uwielbiałam pieczone w duchówce. Gotowe „miętosiło się” w rękach. Stawały się wówczas kruche i sypkie. Pysznie smakowały w zimowe wieczory. Oczywiście jadło się je obowiązkowo z kiszoną kapustą, przyniesioną z piwnicy.

Zając

Miał nawet imię – Wojtek. Znalazł go na polu mój brat. Mała, puszysta, drżąca ze strachu kuleczka. Wojtek miał do dyspozycji spore pomieszczenie w piwnicy. Byłam dumna, gdy po pewnym czasie reagował na swoje imię.

Zajączek

Plastikowy. Doroty. Mojej siostry ciotecznej. Zabrałam go... Ukradłam, włożyłam do kieszonki fartuszka. Wracając od babci podskakiwałam. Co ci tam grucha? A nic. Skłamałam. Zajączka zawsze musiałam ukrywać. Wstydzę się tego do dziś.

Ulęgałki
Dzikie gruszki zwoził ojciec z pola. Zakopywało się je w sianie na strychu. Ładnie pachniały. Potem mama dozowała nam je aż do zimy.

Duchy
Zostały przywiezione przez ojca w nocy. Był zapalonym gołębiarzem. Rano nikogo nie było w domu. Przez otwarty luft w kominie dochodziły do mnie dziwne głosy tuptania i pohukiwania. Byłam zamknięta. Umierałam ze strachu wiele godzin zanim pojawił się ktoś dorosły.

Strachy

Marysia, moja średnia siostra postraszyła mnie kiedyś przystawiając sobie rogi z palców i robiąc miny. Wiedziałam, że to jest ona, ale uciekałam od niej z krzykiem. Bałam się jej autentycznie.

Mikołaj
Przyszedł raz do mnie prawdziwy. Miał oczy mojej najstarszej siostry, ale poza tym w niczym jej nie przypominał. Był mężczyzną i miał brodę. Taką długą i siwą. Przyniósł lalkę i małą zastawę stołową. Dobrze, że sobie nie poszedł od razu. Nie byłam zbyt rozmowna. Bałam się mężczyzn, zwłaszcza obcych.

Kura Beatki
Siostrzenicy. Brała ją na ręce, nosiła jak dziecko i woziła w wózku dla lalek. Tylko przed nią nie uciekała. I tylko jedna kura spośród kilkunastolicznego stada. Kura miała nawet swoje imię.

Duża ryba

Zobaczyłam ją rano. Pewnie w nocy lub nad ranem przywiózł ją z połowów ojciec. Z wrażenia krzyknęłam. Była ogromna, wydawało mi się, że większa ode mnie. Leżała rozciągnięta na podłodze w kuchni. Była nieżywa, ale i tak bałam się, że mnie pożre. Siedziałam sama z tym ludojadem. Trwało to całą wieczność.

Mikołaj po raz drugi

Mimo pełni lata nie przestawaliśmy marzyć o gwiazdce. By stały się bardziej realne postanowiliśmy z Wojtkiem namalować Mikołaja. Mój wyglądał medialnie i miał pokaźny wór z prezentami. A gdzie twój Mikołaj? Już sobie poszedł! Tylko worek zostawił!

Lody
Śmietankowe. Miały swoistą konsystencję i lekko żółtawą barwę. Zdarzały się w nich drobinki masła. Sprzedawane w chrupiącym wafelku. Jedyny, niepowtarzalny, niebiański smak! Pojawiały się sezonowo w drewnianej budce pod sklepem PSS Społem. Wolno mi było je jeść tylko czasami, od wielkiego święta. Uwielbiałam je.

Dożynki

Jedno z moich niewielu wspólnych wyjść z rodzicami. Odbywały się na lotnisku. Z całej gali zapamiętałam jedynie to, że kupiono mi loda i obwarzanki na sznurku.

Placki
W wieku kilku lat umiałam je robić sama. Przepis był prosty. Mąka, odrobina soli i woda. Potem kładło się taki placek na świeżo wymiecionej i gorącej płycie kuchennej i czekało, aż się upieką. Wystarczyło, gdy placek lekko podsechł i dostał bąbli, które się przyrumieniły. Jadłam je zawsze jeszcze gorące, nie patrząc, że parzą.

Masło

Najpierw trzeba było wcześniej zebrać z „ustałego” mleka odpowiednią ilość tłustej śmietany. Potem mama wlewała ją do kanki i wkładała drewniany drążek z dwoma krążkami. Jeden pełnił rolę ubijaka, a drugi zabezpieczał śmietanę przed wypryskiwaniem. Dość długo trwało, nim powstało masło, ale ja zawsze lubiłam wdychać wydobywający się z kanki zapach oddzielającej się serwatki. Na dnie kanki pojawiały się wtedy zbite grudki tłuszczu, które po przełożeniu do salaterki trzeba było potrząsać aż uformowała się owalna osełka masła. Przechowywało się je zalane wodą.

Sukienka
Rzadko zdarzało mi się mieć na sobie nową sukienkę. Nie wiem, czy donaszałam odzież po starszych siostrach, czy po kimś innym. Nie przywiązywałam do tego wielkiej wagi. Wtedy jednak dostałam nową. Uszyła mi ją mama. Była w delikatne kwiatuszki, a na brzegach obszyta białą koronką. Uważaj, nie wybrudź się, powiedziała mama. Uważałam. Nigdzie nawet nie usiadłam. Mogłaby się pognieść. Poszłam pochwalić się sukienką Krzyśkowi. Uznałam, że ładnie zaprezentuję się na tle zielonego ogrodzenia. Płot był jednak świeżo malowany...

Gruszka
Babcia Osiecka mieszkała blisko. Zawsze zadziwiała mnie sterylność jej mieszkania. Czułam się tym onieśmielona. Kiedyś dostałam od niej pół gruszki. Nie zdążyłam jej zjeść. Po wyjściu za próg domu, owoc zabrał mi mój brat. Zawsze zastanawiałam się jak smakowała.

Serdak

Z kremowego filcu, haftowany w różne wzorki. Podobał mi się. Przywiozła mi go babcia Wasilewska. Specjalnie dla mnie! Nie wiem, czy to był góralski wyrób, czy też babcia, umiejąca świetnie szyć, zrobiła mi go sama. Byłam z niego ogromnie dumna, nie wiem tylko czemu nosiłam go tak krótko. Jeśli pamięć mnie nie myli tylko ten jeden raz. Wyrosłam? Sprał się podczas prania? Został sprzedany?

Książeczka
Pobyt w szpitalu też kształci. Kasia, córka jakiegoś miejscowego notabla miała niezwykłą książeczkę. Kartki w środku były kolorowe i sztywne. Były na nich mebelki do wycinania. Marzyłam, że wolno mi je wyciąć. Wyobrażałam sobie jak wyglądają po złożeniu.

Książeczki do malowania

Miała je dziewczynka. Leżała ze mną na zakaźnym. Oprócz tego miała kredki. Pudełko z dwudziestoma czterema kolorami w środku. Pachniały nowością. Przedtem nie widziałam ani takich kredek, ani kolorowanek. Dziewczynka dzieliła się swoją radością szczęśliwego posiadacza takich skarbów. Pozwalała nam patrzeć, jak malowała.

Jabłka
Jeszcze zielone zrywało się prosto z drzewa. Były tak kwaśne, że aż wykręcało szczęki. Trzeba było je obić o kolana, by dały się w ogóle zjeść.

Biegunka

Co roku było to samo. Przestrogi rodziców nie pomagały. Chęć zjedzenia owoców była zbyt silna. Zielonkawe jeszcze wiśnie, ledwo zawiązany agrest, niedojrzałe jabłka. Prawdziwy rarytas. Potem obowiązkowo wymioty, biegunka. Coś za coś.

Papierówki

Sto tysięcy gatunków jabłek. Teraz. Kiedyś to było kilka. Kosztele, ananasy, antonówki. Najlepsze były papierówki. Żółte, kruche, pachnące. Nosiło się je po kilka w kieszeniach. Zjadałam je zawsze łącznie z pestkami. Pychota!

Łyżwy
Figurówki. Białe lub czarne. Skórzane. Były obowiązkowe. Na gimnastykę. Całą zimę regularnie dostawałam dwóję za ich brak. Szkoła była ambitna. Nauczycielka jeszcze bardziej.

Juniorki
Chyba pierwsze polskie buty tekstylne. Każdy uczeń musiał je posiadać. Granatowe płótno, sznurówki, białe, gumowe podeszwy. Żadnych bajerów, wyróżników. Wszyscy mieli jednakowe. Pamiętam je jako niezbyt wygodne.

Tenisówki
Konieczne na w-f. Oczywiście białe i z takąż podeszwą. Wstęp na salę gimnastyczną w innym obuwiu był zabroniony. Bolały mi w nich podeszwy i palce. Przez jakiś czas ćwiczyliśmy na sali boso. Byłam zmarzlakiem i po takich zajęciach miałam sine nogi. Podeszwy piekły mnie ilekroć biegaliśmy bez butów.

Fartuch

Obowiązkowy mundurek szkolny. Mój był z niebieskiego nenejronu z białym kołnierzykiem. Zapinany pod szyję i z długim rękawem. Niektóre dziewczynki miały eleganckie fartuszki plisowane lub z falbankami na ramionach. Miały one tę zaletę, że widać było strój pod spodem, więc posiadaczki takowych uważane były za elegantki.

Kula

Zaczarowana. Tajemnicza. Niepojęta i niezapomniana. Stała u cioci Jadzi na toaletce. W środku był domek, choinki, Mikołaj i roześmiane dzieci. Przy poruszeniu w kuli wirował w niej śnieg. Patrzyłam jak urzeczona.

Telewizor

Szczęśliwymi posiadaczami byli nasi najbliżsi sąsiedzi. Kilkakrotnie mieliśmy okazję być zaproszonymi na oglądanie. Byłam w szoku. Na ekranie pojawiały się pacynki Jacek i Agatka. Albo ilustracje Balbinki, Gucia i Kurczaka. Bardzo przejmowałam się ich przygodami. Wtedy wystarczyła para czarnych rękawiczek i dwie piłeczki z namalowaną twarzą, by pobudzić dziecięcą wyobraźnię.

Recykling

Stare szmaty skupował stary człowiek. Przyjeżdżał równie sfatygowanym wozem. Nie mogłam się nadziwić jak może wymieniać brudne, zniszczone łachmany na nowe garnki, talerze i kubki.

Pomarańcze

Dwa – trzy dostawałam czasem w wielkanocnej paczce. To był prezent od cioci Jadzi. Mojej chrzestnej. Pamiętam ich zapach. Był bardzo intensywny. Cały dom zdawał się świętować moją radość.

Komunia
Miałam nową białą sukienkę. Była szyta specjalnie dla mnie. Materiał podarowała mi chrzestna. No i dostałam pomarańcze. Całą torbę. Do dziś pamiętam deseń na sukience, widzę papierową torbę i czuję w nozdrzach zapach tych egzotycznych owoców.

Paka

Była w klasie. Siedziałam w niej zamknięta. Do wieczora. Nie odrobiłam lekcji, a może nie nauczyłam się czytać... Nie wiem. Razem ze mną siedział Romek. Byliśmy od dawna głodni i chciało nam się siusiu. Uwolniła nas woźna, która przyszła sprzątać salę.

Wrzody
Moje wymarzone koło nie przyniosło mi szczęścia. Kilkakrotne przepłynięcie w poprzek rzeki i siedzenie w mokrych majtkach zaowocowało bolesnymi wrzodami na pupie. Miałam ich ze trzydzieści. Siostra zaprowadziła mnie do lekarza. Ledwie dotarłam – było ze dwa, czy trzy kilometry na piechotę. Wrzody bolały, a pewnie miałam też gorączkę. Trzeba było też pokazać wstydliwe miejsce dla pani doktor. Na szczęście oszczędziła mi dodatkowego wstydu i nie wyśmiała mnie. Leki okazały się skuteczne.

Żółtaczka

Początki nie były niczym nadzwyczajnym. Toteż nikt chyba nie brał zbyt poważnie mojej choroby. Leżałam, leżałam i leżałam. Tylko czasem tę monotonię przerywały torsje lub biegunka. Z każdym dniem byłam coraz słabsza. Kiedyś powiedziałam, że chyba już niedługo umrę. Wtedy trafiłam do szpitala. Przeżyłam.

Łóżeczko

W szpitalu dostałam łóżeczko. Żelazne, niemowlęce. Byłam do niego za duża. Wystawały mi nogi. Najgorsze było to, że nie mogłam samodzielnie wejść, ani wyjść. Nie miałam na to siły. Na sali były dwa inne łóżka. Dorosłe. Zajmowały je dwie dziewczynki. Jedna w podobnym wieku, co ja. Druga dwa, czy trzy lata młodsza. Zazdrościłam im możliwości decydowania o tym, czy chcą być w łóżku, czy nie. Minęło ładnych parę dni, zanim dostałam inne łóżko.

Chleb

Wyrobione ciasto chlebowe umieszczone już w blachach, niosło się do sąsiadów. Oni jako jedyni na dzielnicy posiadali odpowiedni piec. Potem pojawił się sklep PSS i nikt nie piekł już samodzielnie chleba.

Pudełko
Stało zawsze na półce w szafie. Z porządnego plastiku, z przegródkami i wyłożone aksamitem. Były tam maleńkie śrubokręciki do maszyny do szycia, pamiątkowe monety i medale ojca. Nie wolno mi było dotykać, wyciągać zawartości. Od czasu do czasu w domu wybuchała awantura, gdy okazywało się, że zniknął jakiś medal, czy pieniądz. To brat chciał pochwalić się kolegom w szkole. Zawsze dostawał lanie za swą specyficznie odczuwaną rodzinną dumę.

Woda sodowa

Z saturatora. Nie mogłam się nadziwić, skąd się bierze woda i dlaczego leci w górę. Ostre bąbelki drażniły gardło, ale z woda sokiem smakowała znakomicie. Kwestie higieny wtedy mnie jeszcze nie zaprzątały.

Kwas chlebowy

Ze starego chleba, wody i drożdży mama przygotowywała napój. Trzeba było go potem zlewać do szklanych butelek z korkiem na drucianym wzmocnieniu. Butelki wędrowały do piwnicy. Po paru dniach złocisty napój ożywał. Czasem tak bardzo, że butelki strzelały. Uwielbiałam ten napój.

Kapusta
Kiszenie jej oznaczało mnóstwo roboty. Na środku kuchni na stołkach stawiano wannę. Na niej pożyczoną od babci szatkownicę. Obrane z wierzchnich liści wielkie głowy kapusty szatkowano, solono, dodawano koper. Na stole pojawiało się mnóstwo głąbów, które można było jeść do woli. Uwielbiałam zapach takiej świeżo pokrojonej w paseczki kapusty. Jadłam ją całymi garściami.

Sanki

Pewnie były poniemieckie. Siedzenie obite było skórzaną tapicerką. Na bokach były oparcia z metalowych rurek, obciągnięte skórą. Pod rękoma były drewniane deszczułki. Sanki były ciężkie. Trzeba było mieć sporo siły, by je ciągnąć, ale chyba nieczęsto z nich korzystano.

Sanie

Z kutego metalu i wyginanego drewna. Były piękne. Zawsze podziwiałam ich klasyczną linię. Stały zawsze pod wiatą. Nawet zimą prawie z nich nie korzystano.

Kulig
Byłam na nim w dzieciństwie nie więcej niż dwa razy. Mój brat chciał zaimponować swojej dziewczynie. Było wesoło. Marzena i mnie się podobała.

Wróbel

Znalazłam go osłabionego. Piórka były zmierzwione i pokrwawione. Łebek opadał bezwładnie. Sądziłam, że wystarczy mu dać pić i jeść, by wyzdrowiał. Ale nie wyzdrowiał. Zdechł. Ptaszek pochowany został w pudełku, a na małym kopczyku ustawiliśmy krzyż. Ozdobiliśmy wszystko świeżymi kwiatami. Pogrzeb wróbla był uroczysty.

Piwnica

Chłodna i ciemna. Prowadziły do niej strome drewniane schody. W kilku pomieszczeniach znajdowały się zapasy na zimę. Były tam ziemniaki, buraki, marchew, kiszona kapusta w beczce i przetwory w słojach. Lubiłam ten chłodny, piwniczny zapach. Pamiętam go do dziś.

Strych

Zakurzony, zawalony różnymi gratami był dla mnie miejscem tajemniczym. Wkradałam się tam o różnych porach dnia, podziwiając grę świateł.

Podkolanówki

Różnokolorowe miała Basia. Moja koleżanka. Jej matka robiła kwiaty z gąbki. Gąbkę farbowała sama. Tych samych farb używała też do barwienia skarpet. Żałowałam, że moja mama nie zarabia w ten sposób.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Małgorzata K-N dnia Pon 18:00, 23 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wanda Szczypiorska




Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:31, 29 Mar 2010    Temat postu:

Doskonałe . Czyta się całość, a potem na wyrywki, zawsze z tą samą przyjemnością. Wraca się stale odkrywając coś nowego.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Małgorzata K-N




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:01, 30 Mar 2010    Temat postu:

Pani Wando,
bardzo się cieszę, że lektura moich miniatur sprawiła Pani trochę radości, gdyż taki był mój zamiar - wywołać uśmiech.

Pochwała od Pani, mistrzyni opowiadań, jest dla mnie doprawdy wielkim wyróżnieniem...

Na razie wciąż brak mi czasu, ale liczę na to, że wkrótce ponadrabiam zaległości i przeczytam z przyjemnością, co tutaj zostało opublikowane.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Małgorzata K-N dnia Pon 20:58, 26 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 12:40, 23 Lis 2010    Temat postu:

Małgosiu. Piękne te miniaturki. Henryk

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Małgorzata K-N




Dołączył: 24 Mar 2010
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:27, 23 Lis 2010    Temat postu:

Henryku,
dzięki. Pochwała takiego światowca to nie byle co...Smile)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 10:36, 13 Lut 2012    Temat postu:

od śniegu, klucza,fartucha, kapusty, piwnicy do strychu.Zaiste duża rozpiętość, jakże ciekawa. Henryk

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Henryk Musa




Dołączył: 06 Sie 2010
Posty: 650
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 20:57, 17 Mar 2012    Temat postu:

Iluzjon. Czy pamiętasz małe kino? Była taka piosenka z łezką w oku wspominająca dawne kina z drewnianymi, skrzypiącymi krzeselkami,szeleszczącymi papierkami od cukierków, glośnych całusów zakochanych par, te głośne śmiechy, czasem gwizdy, tupoty. Niezapomniana atmosfera tych małych kin........

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POCZEKALNIA Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin